Życie jest pełne niespodzianek - banalne zdanie, ale muszę przyznać, że coś w tym jest, bo moje od dwóch lat nie daje mi ani chwili wytchnienia. Pewnym zrządzeniem losu siedzę sobie bezrobotna już od jakiegoś czasu i staram się poukładać wszystko na nowo. Choć nie mam zazwyczaj pozytywnego nastawienia do rozwiązywania problemów, na których rozwiązanie nie mam wpływu, to jednak staram się korzystać z tego co mi dane. A jednym z darów jakie ofiaruje nam siedzenie na bezrobociu jest czas, mam go w nadmiarze i na wszystko.
Pierwsze kilka dni były jak gwiazdka z nieba, wymarzony urlop, relaks, pełen luz i błogie lenistwo. Potem postanowiłam zrobić w domu wszystko to, na co do tej pory nie było czasu, co czekało na to "kiedyś" kiedy będę miała czas, żeby sprzątnąć, dokończyć i zrobić. Wzięłam się więc za porządki wszelakie. Obie kanciapy, spiżarka, góra, dół, szafka z dokumentami, buty, szafki w kuchni, okna i kilka innych drobiazgów. Potem korzystanie z wakacyjnego słońca, odrobina wypoczynku i powrót do codzienności. Szukanie pracy... początki były obiecujące, dwie fajne propozycje, trzy rozmowy i nastała cisza.
Znieść jej nie mogłam wiec postanowiłam, że wykorzystam to czego mam najwięcej. Czas... co się robi na bezrobociu?
Dziś skończyłam wianek. Banalny, ale ma swój urok. Już nie wiosenny, ale jeszcze nie jesienny. Kilka suszonych gałązek, perłowych koralików i gotowe.
A przede mną kolejne dwa projekty, które czekały bardzo długo na swoją kolej. Poduchy i farba Annie Sloan.