środa, 27 listopada 2013

Idą święta...

Banalne stwierdzenie, ale co roku o tej porze, kiedy biorę się za akcję "pierniki", to jest jedyna myśl jaka chodzi mi po głowie: idą święta!
Z racji nadmiaru zajęć i chronicznego braku wolnego czasu, jakoś późno w tym roku zaczęłam piernikową manufakturę. (Choć muszę przyznać, że przygotowania do świąt rozpoczęłam tym razem dość wcześnie, ale o tym innym razem.) Piszę "manufakturę", bo u mnie co roku o tej porze kuchnia zamienia się w fabrykę pierników, gdyż piekę je w ilościach hurtowych. Kiedyś będąc jeszcze dzieckiem wymyśliłam sobie, że pierniki na święta muszą być. Nie wiedzieć czemu z czasem stwierdziła tak cała moja rodzina. No i teraz co święta piekę setki ciasteczek, żeby potem je zapakować i rozdać rodzinie i znajomym. Lubię obdarowywać więc pieczenie tych słodkich prezentów jest dla mnie czystą przyjemnością, a dom pachnie przy tym tak obłędnie, że nastrój świąteczny sam się człowiekowi udziela.


Co do samych pierników, to od jakiegoś czasu wzięłam się na sposób i piekę je zazwyczaj w dwóch turach. Jedną turę w listopadzie, korzystając z dobrodziejstw świąt państwowych, a drugą w połowie grudnia. Przez lata przerobiłam całe mnóstwo przepisów i obecnie zatrzymałam się na dwóch. W listopadzie piekę takie, które potrzebują poleżeć żeby zmięknąć. Te od trzech lat robię według przepisu z Moich Wypieków - są genialnie proste i rewelacyjnie smaczne. Turę grudniową od dwóch lat robię z ciasta, które musi poleżeć przed pieczeniem. W zeszłym roku upiekłam tzw. pierniki Aganiok, ale nie spełniły do końca moich oczekiwań więc w tym roku skorzystałam z bardzo podobnego przepisu na Bakaliowe Pierniczki, podanego również na Moich Wypiekach. Tym oto sposobem w sobotę poszła pierwsza tura, która już siedzi sobie spokojnie na poddaszu i dojrzewa, a w spiżarce fermentuje ciasto na grudniowy rzut. Mówią, że trening czyni mistrza, no ale wiadomo jak to jest ;)

piątek, 22 listopada 2013

1st

Nie pamiętam kiedy trafiłam na blog Green Canoe, ale pamiętam że to był moment, w którym zrozumiałam czego chce od życia. Wiadomo, że chcieć a mieć, to czasami dwie bardzo różne sprawy, ale cel jest, a to już połowa sukcesu. Co do reszty, to zobaczymy jak się to wszystko potoczy.
Nie wiem do końca, co ostatnimi czasy tak mnie pchnęło do działania, może nadchodzące święta, a może ilość zmian jakie zaszły w moim życiu, ale nie mogłam się w końcu oprzeć i postanowiłam założyć tego bloga. Planów jest wiele i chętnie się nimi podzielę z każdym, kto będzie chciał poczytać. Efekty mogą być różne, ale przecież nie zawsze chodzi o to, żeby było idealnie.